Middlesbrough 4-4-2 (43 gole)
A właściwie 35 goli, bo osiem pozostałych Boro strzeliło w meczu o pietruszkę z Manchesterem City. Wynik dość przeciętny, bowiem gdyby nie brać pod uwagę rzeczonej już 38 kolejki wówczas okaże się, iż podopieczni Garetha Southgate’a średnio nie strzelali nawet jednej bramki na mecz. 42 zdobyte punkty na kolana też nie powalają. Bo z takimi potencjałem piłkarskim „Teessiders” powinni być w tabeli zdecydowanie wyżej niż na 13 miejscu.
O omylności statystyki profesorowie z całego świata powinni uczyć na przykładzie Middlesbrough. Z ilości minut spędzonych na placu gry wyjdzie nam ustawienie 3-5-2, którym Southgate nie zagrał ani razu. Poza czterema wyjątkami 38-letni szkoleniowiec decydował się na 4-4-2. Trzykrotnie skorzystał z opcji 4-5-1 i raz z 4-3-3 (przegrana z Boltonem 0-1).
Imponowała przede wszystkim lista nazwisk na Riverside Stadium. Światowej klasy fachowiec w bramce Mark Schwarzer po sezonie zmienił otoczenie na Fulham. Luke Young jeszcze niedawno był reprezentantem Anglii, a o Stewarta Downinga niebawem będą zabiegać wszyscy. Potencjał z przodu też był niczego sobie: Alfonso Alves w końcu zdobył 7 goli w jednym meczu (w Eredivisie), a Tuncay Sanli to nadzieja reprezentacji Turcji. To wszystko prowadzi do wniosku, iż Southgate nie jest niestety wybitnym taktykiem. Wynik powinien być lepszy.
Middlesbrough to najbardziej angielski ze wszystkich zespołów w Premiership. Southgate skorzystał z usług 29 piłkarzy, a 16 było Anglikami (9 obrońców!). Wyróżnił się przede wszystkim środkowym defensor David Wheater. Świetne warunki fizyczne (1.93 m) pozwoliły mu na zdobycie trzech trafień jak i skutecznie absorbować uwagę przeciwnika przy stałych fragmentach gry, a wtedy w myśl przysłowia „duże drzewo daje duży cień” więcej swobody mieli jego koledzy. Obok Wheatera niezłym wzrostem bozia obdarzyła również Pogatetza.
Newcastle 4-3-3 (45 goli)
O “Magpies” można by napisać nie jedną książkę – bestseller! Piękny stadion, hojny prezydent klubu, światowej sławy nazwiska i pond 50 tys. kibiców na każdym meczu ligowym. Kto nie marzy o takich warunkach w futbolu? Na północy Anglii na takie okoliczności może liczyć Newcastle United, ale klub jest daleki od zadowolenia.
Od kilku lat „Sroki” mają problemy ze szkoleniowcami. Specyficzny klimat miasta nad Tynem i mentalność kibiców w połączeniu wielkimi oczekiwaniami wobec klubu czynią z tego stanowiska pracę dla samego diabła. Od czasu Joe Harvey’a (1962-75) nie było menedżera, który wytrzymałby u sterów tak długiego czasu. Zarówno Kevin Keegan jak i Bobby Robson byli w stanie prowadzić Newcastle po 5 lat.
Na początku sezonu zespół prowadził Sam Allardyce. Jego myśl trenerska przywiązana była do ustawienia 4-3-1-2. Zawodnikiem spełniającym szczególne zadania miał być Alan Smith, ale tylko miał być, bo spisał się miernie. Nie dostarczał napastnikom dostatecznej ilości piłek jak i zawodziło rozgrywanie futbolówki w ofensywnym „trójkącie” Smith-Owen-Martins. Później „Wielki Sam” zrezygnował z drugiego napastnika, a za Owenem na szpicy, podwieśił właśnie Smitha tworząc w ten sposób 4-4-1-1. Allardyce zupełnie nie doceniał potęgi swoich własnych strzelb i w linii frontowej stosował rotację.
Po 21 kolejkach Newcastle wysłało szkoleniowca na przymusowy urlop, a niedługo potem do...wszystkich diabłów. 26 zdobytych przez niego punktów to wynik nie do przyjęcia ani dla władz, ani tym bardziej dla kibiców. Na jeden mecz batutę otrzymał Nigel Pearson, który skompromitował się doszczętnie. Nie chodzi już nawet o rozmiary porażki z Manchesterem United (0-6), ale o podejście taktyczne. Na Old Trafford Pearson zdecydował się na allardajsowski wariant 4-4-1-1. W 83 minucie przy stanie 0-3 zdjął Owena, a do gry desygnował obrońcę Davida Rozehnala i na boisku mieliśmy de facto 5-5-0. Później jako szkoleniowiec Southamptonu Pearson niemal spadł z Championship. Teraz ten 44-letni dżentelmen jest bezrobotny i chwała Bogu, bo jedyny pożytek będzie z niego, kiedy zacznie kręcić watę na molo.
Na St. James’ Park po 4025 dniach powrócił Kevin Keegan, ale początku nie miał imponującego. „Mesjasz” jak go nazywają nad Tynem zapowiedział, że od teraz będzie się mówić o „Wielkiej Piątce”, a nie czwórce jak dotąd. Życie szybko zweryfikowało entuzjazm KK wskazując miejsce w szeregu. Czyniły to kolejno Man Utd – 5 goli, Arsenal i Liverpool – po 3 gole i Aston Villa – 4 gole.
Skrzydła „Srokom” ozdrowiały dopiero w 30 kolejce. Wówczas „błyskotliwy umysł” Keegana nakazał mu zrobić to, co większość „Toon Army” wiedziała od dawna. Postawił na 4-3-3. Miał ku temu predyspozycje: Owen, Martins, Viduka, Ameobi, Smith (połowicznie). Stare piłkarskie porzekadło: „pokaż mi swoich pomocników, a powiem Ci jaki masz zespół” w tym przypadku zdaje się nie odzwierciedlać prawdy. Ze środkową linią ekipy „Magpies” jest podobnie jak z atakiem. Są nazwiska, za które wyłożono spory nakład finansowy. Damien Duff, Emre Belozoglu, Geremi, Charlie N’Zogbia oraz Joey Barton, Nicky Butt i James Milner mają dbać, by napastnicy mieli okazje do zdobywania goli. Razem warci są ponad 60 mln euro (wg trensfermartk.de). Większość to wybrańcy selekcjonerów kadr narodowych (Milner w U-21), ale w barwach Newcastle mogliby spisywać się lepiej. Pod koniec sezonu piłkarze przystosowali się na dobre do systemu 4-3-3 i wychodziło to całkiem nieźle. Znamiennym jest to, że napastnicy operowali raczej w środku boiska zostawiając miejsce w bocznych sektorach boiska prawemu i lewemu pomocnikowi.
Oczywiście przy prowadzeniu można było łatwo skorygować ustawienie na 4-4-2. Wówczas wystarczyło wycofać któregoś z napastników i w jego miejsce wprowadzić Duffa lub Milnera. Linia środkował była bardziej zagęszczona, a jednocześnie można było wrzucać dalekie piłki na silnego Vidukę.
Poważny problem Newcastle miało za to z obroną. Prawy defensor Habib Beye był za mało ofensywny, dlatego czasami na tej stronie boiska zastępował go mający większy pęd do przodu Geremi. Po przeciwnej stronie boiska całkiem przyzwoicie wyglądał Jose Enrique. Jednak stoperzy to istna katastrofa, o czym świadczy aż 65 straconych goli. Dodajmy tylko, że bramkarzom niewiele można zarzucić. Keegan musi teraz pomyśleć o zabezpieczeniu tyłów, bo mając takich obrońców nawet najlepsi snajperzy nie nadrobią ich strat.
Istotą fachu trenerskiego jest ustawienie piłkarzy tak by rozumieli się wzajemnie na boisku. Luciano Spalletti, Thomas Schaff czy Gerrard Houlier mając materiał o podobnej wartości jakoś umieją „zrobić wynik”. Liczy się kolektyw, a nie indywidualności. Jeśli tego nie zrozumie Keegan, to nie ma czego szukać na St. James’ Park. Bo zbiór gwiazd, bez drużyny spowoduje, iż Newcastle United będzie dalej udawać się w kierunku przeciwnym do tego, który wyznaczają ich nadzieje.
Portsmouth 4-2-3-1 (48 goli)
Przykładem gry “Pompey” posłużono się w artykule pt. “Dobrodziejstwa taktyki 4-5-1”, który można znaleźć tu: Link
Po odejściu Mwaruwariego jego miejsce zajął Kanu. Jednakże po pozyskaniu Jermaina Defoe Harry Redknapp pod koniec sezonu częściej stosował ustawienie 4-4-2 z parą napastników wyskoki-niski.
Reading 4-4-2 (41 goli)
Jeden z kilku angielskich klubów stosujący taktykę 4-4-2 w układzie z silną rolą skrzydłowych. Steve Coppell często wybierał aż 5 obrońców, a jeden z nich pełnił rolę defensywnego pomocnika (4-4-2 w diamencie). Z reguły większość akcji Reading prowadzona była prawym skrzydłem, gdyż tam Coppell dysponował większym potencjałem w postaci Stephena Hunta. Na przeciwległej stronie boiska z reguły występował Bobby Convey, który tak błyskotliwy nie był. Widać to głównie po statystykach. Hunt zdobył 5 goli, natomiast Amerykanin żadnego. Przeciętność Convey’a na lewej stronie starał się nadrobić Nicky Shorey (3 gole).
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Coppell właściwie nie miał drużyny. Miał lewego obrońcę, prawoskrzydłowego, ofensywnego pomocnika i napastnika. Cała reszta w większości przechodziła obok meczu.
Reading nie raz strzelało w meczach wyjazdowych 4 gole, ale o dziwo nie dawało im to nawet punktu! Tak było z Portsmouth (4-7) oraz Tottenhamem (4-6). Wszystko przez dziurawą obronę, która w trakcie całego sezonu pozwoliła rywalom zdobyć aż 66 goli, co stanowi drugi najgorszy wynik w Premiership. Mając taki blok defensywny trudno było myśleć o innym ustawieniu. Zresztą w ataku tragicznie nie było. Coppela nie zawiodło ustawienie, bo to było właściwe. Jedyne co może teraz zrobić 53-letni szkoleniowiec to wykręcić numer do X-zbita i powiedzieć: „Pimp my...team”...