Arsenal: Alumnia - Sagna, Gallas, Djourou, Clichy - Eboue, Denilson, Nasri, Walcott (72. Toure) - Adebayor, Bendtner (69. van Persie)
Ustawinie początkowe 4-4-2, ale już nie takie klasyczne. Emmanuel Eboue to bardziej prawy obrońca mogący występować w linii pomocy niż pomocnik z predyspozycjami do gry w defensywie. Widać to bardzo w trakcie gier Arsenalu, bo prawą stroną boiska "Kannonierom" ciężej zawiązać akcję niż lewym skrzydłem. Tam szaleje Theo Walcott, który usposobiony jest znacznie bardziej ofensywnie. Młody Anglik to nominalnie napastnik, lecz Arsene Wenger stosuje podobny zabieg jak z Thierrim Henrym na początku jego przygody w Londynie, czyli ustawienie na skrzydle. Pewnie w miarę upływu czasu Walcott zostanie przesunięty do linii napadu. Jedyna bramka dla Arsenalu w tym spotkaniu padła właśnie po akcją lewym skrzydłem. Zdobycą trafienia Samir Nasri, asystentem Denilson.
Aston Villa: Friedel - L. Young, Laursen, Davies, Shorey - S. Petrow, Barry, Reo-Coker, A. Young - Carew, Agbonlahor
Cały ubiegły sezon AVB grała klasycznym 4-4-2, bo taki materiał znajdował się w posiadaniu Martina O'Neilla. Tu na skrzydłach szaleją Ashley Young (jeden z najlepszych angielskich piłkarzy na tej pozycji) oraz Martin Petrow. W meczu z Manchesterem City świetną rolę odegrał Gareth Barry, który zaliczył 2 asysty. Przy jednym z trafień Barry świetnie poszedł za plecy A. Younga na obieg i wrzucił dokładą piłkę ze skrzydła. Swoją drogą była to kopia akcji przy 1 bramce, gdzie mniej więcej z tego miejsca piłkę dośrodkował A. Young.
Blackburn: Robinson - Ooijer (żk), Samba, Nelsen, Warnock (żk) - Reid, Dunn (90. Tugay), Mokoena, Pedersen (76. Treacy) - Roberts (83. McCarthy), Santa Cruz
Nikt nie wiedział jak na zmianę Marka Hughesa na Paula Ince'a zareagują piłkarze Blackburn. Mimo odejscia Bentley'a i Friedela "The Guvernor" (jak sam siebie chce nazywać Ince) umiał sklecić skład na tyle dobry, że ograł jednego z potencjalnych "czarnych koni" tych rozgrywek - Everton. Ince skorzystał z ustaiwienia 4-4-2 w diamencie i na pierwszą linię frontu posyłał od początku Santa Cruza z Robertsem. W środku pola ofensywne zapędy Dunna szkoleniowiec umiejętnie zrównoważył defensywnym pomocnikiem z RPA Aaronem Mokoeną.
Dużą rolę w zwycięstwie Blackburn degrały stałe fragmenty. Po jednym z nich padała dla gości bramka. Z gry bramki zdobyli Dunn (asysta Pedersen) oraz Santa Cruz, któremu z kolei długą piłkę zagrał Warnock. Lewy obrońca Blackburn był również zaangażowany w trzecie trafienie. To po jego dośrodkowaniu Nelsen trafił w słupek, a Ooijer dobił na 3-2.
Bolton: Jaaskalainen - Steinsson (żk), Cahill, A. O'Brian, Samuel - J. O'Brian, Nolan, Muamba, Taylor - Davies, Elmander (76. McCaan)
Tu również dominacja 4-4-2 nadwyraz widoczna. Na pierwszy rzut oka uwagę zwraca gol Gretara Steinssona, pierwszy w barwach Boltonu. Bramka została zdobyta z ostrego kąta, a jeśli prawy obrońca znajduje się na tyle od bramki, żeby pokusić się na celny i skuteczny strzał, to znaczy, że w ustawieniu 4-4-2 znakomicie wykonuje swoją pracę w ofensywie. Miejsce w tej akcji zrobił mu Joey O'Brian. Asystentem przy tym golu był Kevin Davies, napastnik, który dla odmiany cofnął się po piłkę do środkowej strefy boiska.
Druga bramka padła ze stałego fragmentu gry po uderzeniu właśnie Daviesa, głowę którego w polu karnym świetnie znalazł Gary Cahill z rzutu wolnego. Przy golu Elmandera na 3-0 asystował Joey O'Brian. W grze Boltonu bardzo istotnym ogniwem jest Kevin Nolan. Wychowanek "The Trotters" reguluje tempo gry zespołu. Bez niego Bolton traci sporo na wartości. Docenić należy też umiejętność wykorzystania SFG, bowiem aż dwa gole padły po rzutach wolnych. Taktyka grania długą piłką się opłaciła, mimo że rywale w środku boiska ustawili jedynie trójkę pomocników.
Chelsea: Cech - Bosingwa (84. Ferreira), Carvalho, Terry, A. Cole - Ballack (38. Malouda), Lampard, Obi Mikel, Deco - J. Cole (78. Wright-Phillips), Anelka
Kolejny z trenerów, który zastosował 4-4-2. Aczkolwiek trzeba zwrócić uwagę na Joe Cole'a, który na papierze był napastnikiem, a w praktyce najczęściej do ataku schodził ze skrzydła. To wszystko przez dobór 4 środkowych pomocników Deco, Lampard, Ballack i Obi Mikel. W 1 kolejce Joe Cole częściej operował na prawym skrzydle i jeśli Scolari będzie się dalej decydował na taką taktykę to ten zawodnik będzie przypisany do tego rejonu boiska. To dlatego, że po lewej stronie Chelsea dysponuje ofensywnie usposobionym obrońcą Ashley'em Colem.
Szybki rzut oka na cztery gole, które Chelsea zaaplikowała w minony weekend Portsmouth:
1. Joe Cole - asysta Michael Ballack. Prostopadłe podanie ze środka pola na wychodzącego Cole'a.
2. Anelka - asysta Deco.
3. Lampard - po rzucie karnym.
4. Deco - asysta Shaun Wright-Phillips
Everton: Howard - Neville, Yobo (żk), Lescott, Valente (78. Baxter) - Arteta, Rodwell, Jagielka, Baines - Osman - Yakubu (żk)
Problemy Davida Moyesa (olimpiada, brak wzmocnień, kontuzje) z zestawieniem podstawowego składu odbiły się na boisku. Z drugiej strony Szkot w poprzednim sezonie bardzo często korzystał właśnie z ustawienie 4-4-1-1, z tą różnicą, że pozycję łącznika piastował raczej Tim Cahill. Jeśli dokładie przyjrzeć się podstawowej "11" ekipy z Goodison Park dostrzeżemy jednak, iż znajduje się tam aż 6 obrońców. Jack Rodwell i Phil Jagielka oczywiście mogą grać w linii środkowej, ale znacznie lepiej czują się w defensywie.
Fulham: Schwarzer - Paintsil, Hageland, Hughes, Konchesky - Gera, Murphy (85. Andreasen), Seol (85. Nevland), Bullard, Davies - Zamora (81. Dempsey)
Brak napastników - to bolączka Roy'a Hodgsona. Stąd przed sezonem zostali ściągnięci Bobby Zamora i Andy Johnson. W meczu przeciwko Hull zaprezentował się tylko ten pierwszy. Jednak w stosunku do poprzedniego sezonu wystąpiła poprawa, bowiem "The Cottagers" raz po raz w podstawowej "11" mieli aż 6 nominalnych obrońców. Teraz zagrali 4-5-1 w "tureckim półksiężycu" i każda formacja składała się z piłkarzy jednolitych pod względem nominalnej pozycji.
Hull City: Myhill - Ricketts (żk), Turner, Gardner, Dawson (żk) - Garcia (74. Fagan, żk), Ashbee, Boateng, Barmby (62. Halmosi), Geovanni - King (70. Folan)
Ciekawy zabieg dokonany przez Phila Browna. Hull przystąpiło do rywalizacji w zestawieniu 4-5-1. Brazylijczyk Geovanni na papierze ustawiony był tuż za "jedynym" napastnikiem. Natomiast rolę prawoskrzydłowgo Brown powierzył Richardowi Garcii, który najczęściej wsytępował w linii ataku. W praktyce boiskowej Garcia bardzo często partnerował Marlonowi Kingowi. Z kolei Geovanni miał podwójną rolę łącznika i półprawego pomocnika. Uzupełniał lukę na prawej stronie kiedy Garcia szalał w ataku. Było to widać szczególnie przy pierwszej bramce. Geovanni cofnął się po piłkę od prawego obrońcy Rickettsa i shcodząc z prawej strony do środka oddał celny strzał na bramę rywala. Jednak nie musiał uderzać, bowiem miał dwie opcje zagrania prostopadłej piłki do napastników.
Liverpool: Reina - Arbeloa (żk), Carragher, Hyypia, Dossena - Kuyt, Gerrard, Plessis (46. Alonso), Benayoun (81. Aurelio) - Keane (77. El Zhar, żk), Torres
Na pierwszy rzut oka typowe 4-4-2, ale kiedy Liverpool przechodził do ataku Robbie Keane wchodził bardziej do środka pozostawiając prawą stronę dla Dirka Kuyta. Z kolei po przeciwnej stronie boiska ten sam ruch wykonywał Yossi Benayoun, który lewą flankę pozostawiał Andrea Dossennie. W związku z tym cała linia pomocy była przesuwana w poziomie ku prawej stronie. Kiedy Liverpool atakował wyglądało to bardziej na 3-4-3.
Manchester City: Hart - Corluka, Ben-Haim (żk), Richards, Garrido - Johnson, Fernandes (81. Ireland), Elano, M. Petrow - Evans (81. Sturridge), Etuhu
Czterech obrońców, 1 defensywny pomocnik, jeden skrzydłowy, rozgrywający, ofensywny pomocnik i dwóch napastników - to rozkład City na czynniki pierwsze wraz z przypisanymi zadaniami. Typowe 4-4-2, które w trakcie spotkania z AVB wyglądało na 4-4-1-1 z łącznikiem Elano. W ofensywie Brazylijczyk stanowił ofensywny trójkąt z Evansem i Etuhu. To wszystko nie funkcjonowało dobrze pewnie ze względu na małe zgranie tych piłkarzy, bo kto przed sezonem mógł przypuszczać, że kontuzje Vassella, Bojinova, Mwaruwariego oraz misja olimpijska Jo wykluczy ich z gry. Porażkę 2-4 da się wytłumaczyć brakiem doświadczenia, wszak średnia wieku "The Citizens" w tym meczu wyniosła 22 i pół roku.
Manchester United: van der Sar - Brown (żk), Ferdinand, Vidić, Evra - Fletcher, Carrick (25. O'Shea), Scholes, Giggs (63. Possebon) - Campbell (żk; 80. Rafael), Rooney (żk)
Mistrz rozczarował na starcie, ale przecież poprzedni sezon MU rozpoczynał od dwóch remisów i porażki, więc chyba nic straconego. Lukę po Cristiano Ronaldo dobrze wypełnił Fletcher. To on sprytnie podłączał się do ofensywy zamykając akcje prowadzone lewą stroną. Tak właśnie padła bramka dla United, gdy obrońcy Newcastle skupili się na pilnowaniu napastników, gdy nagle zza ich pleców wyskoczył Fletcher i skierował piłkę do siatki. Swojej szansy raczej nie wykorzystał Frazier Campbell, który pod nieobecność kolegów z ataku miał szansę partnerować Rooney'owi. Wniosek: United potrzebują jeszcze jednego napastnika, który chociaż będzie stanowił zmiennika Teveza czy "Shreka".
Middlesbrough: Jones - Wheater, Huth, Pogatetz, Taylor - Aliadierre, Shawky, O'Neil, Downing - Alves (82. Mido), Tuncay Sanli (72. Digard, żk)
Trzech napastników na papierze (4-4-2), dwóch typowo na boisku. Aliadiere obritował po prawej stronie pomocy. Właśnie tą stroną boiska było przeprowadzane większość akcji. Całkiem skutecznych akcji, bo trzeba wśród nich wyróżnić gola Hossama Mido.
Newcastle United: Given - Beye, Collocini, Taylor, N'Zogbia - Gutierrez, Butt, Duff, Guthrie, Milner - Martins
Stosujący w ubiegłym sezonie Keegan stwierdził, że na pojedynek z mistrzem Anglii takiej śmiałej taktyki przybrać nie może. Stąd Newcastle na Old Trafford schowali się za podówjną gardą 4-5-1 na szpicy z Martinsem. Takie wyjście sprawiło, iż większość strzałów Newcastle oddawało zza pola karnego i większość z nich była niecelna. Aż dziw bierze, że jedna z najniższych drużyn w Premiership (średnia wzrostu podstawowej 11 w tym meczu wyniosła 1.79 m) zdobyła gola głową po rzucie rożnym.
Portsmouth: James - Kaboul, Campbell, Distin, Hreidarsson - Johnson, Diarra (68. Mvuemba), Diop, Kranjcar (73. Thomas) - Defoe, Crouch
Harry Redknapp nieco pokombinował desygnując do gry 5 nominalnych defensorów. Jednak Kaboul na zmienę z Johnsonem grali zarówno na prawej obronie jak i prawej pomocy. Obrońca w linii pomocy ustawiony na jej boku nigdy nie będzie skrzydłowym i tego właśnie Pompey w niedzielnym spotkaniu brakowało. Zupełnie nie wykorzystali potencjału wzrostowego Croucha i rzadko kiedy zagrywali górne piłki w pole karne. Tymczasem chyba bedziej opłaciłby się wariant grania górnych piłek, które Mr. Robboto zgrywałby do szybkiego i niekiego Defoe w stylu wymyślonym przez Gerrarda Houliera. Ostatecznie manewr ze zmianiającym się prawym obrońcą wyszedł na plus, bo z ta strona boiska była dobrze zablokowana. Za to trzy akcje bramkowe zostały zawiązane po lewej stronie, czwartą był rzut karny, który Chelsea otrzymała po zagraniu piłki ręką Distina nomen omen po dośrodkowaniu z lewej strony.
Stoke City: Sorensen - Wilkinson (78. Dickinson), Cort, Shawcross, Griffin - Delap, Olofinjana (żk), Whelan (56. Lawrance, żk) - Cresswell, Kitson, Sidibe (66. Fuller)
Jedyny zespół, który w I kolejce zdecydował się na grę trzema napastnikami. W efekcie po 45 minutach Stoke przegrywało 0-3. Trudno powiedzieć jednak, że taktyka 4-3-3 przyczyniła się do porażki, bowiem bramki Boltonu padały po długich podaniach. Najpierw Davies zagrał diagonalną piłkę do Steinssona, a dwa następne trafienia padły po 40-metrowych dośrodkowaniach z rzutów wolnych.
Sunderland: Gordon - Chimbonda, Nosworthy, Collins, Bardsley - Malbranque (73. Edwards), Tainio (57. Whitehead), Reid, Richardson, Diouf (81. Chopra), Murphy
Roy Keane w ubiegłym sezonie był trenerem prezentującym ciekawą myśl taktyczną. W pierwszej kolejce znów zaskoczył...prostotą wybierając 4-4-2. Warto zwrócić uwagę na prawy trójkąt "koloni z Tottenhamu" czyli Chimbonda-Malbranque-Tainio. Wnioskując po zmianach Keane nie był z niego zbyt zadowolony. Przypuszczalnie Irlandczyk wybrał takie zestawienie ze względu na braki w napadzie (kontuzja Jonesa). Poza tym Sunderland mało grał piłką o czym świadczy 40% posiadanie piłki.
Tottenham: Gomes - Zokora, Dawson, Woodgate, Ekotto (76. O'Hara) - Jenas (żk), Modrić - Lennon (65. Bale), dos Santos (65. Berbatow), Bentley (żk) - Bent
Jeśli już mowa o Tottnhamie to wspomnianych chwilę wcześniej piłkarzy zastąpili nowi, którzy również nie wypadli dobrze. Z konieczności na prawej obronie musiał zagrać Zokora (kontuzja Huttona i o zgrozo sprzedaż Chimbondy). Rozkojarzony i będący myślami zupełnie gdzie indziej Berbatow tym razem spotkanie rozpoczynał na ławce rezerwowych. "Koguty" wyszły dwoma napastnikami w układzie pionowym z Bentem wysuniętym i dos Santosem ustawionym za jego plecami. Brazylijczyk nie był jednak typowym łącznikiem, a raczej faktycznym cofniętym napastnikiem. Z drugiej strony po bokach ofensywni Bentley i Lennon operowali w jednej linii z dos Santosem. Widać, że Juande Ramos wciąż szuka optymalnego zestawienia i eksperymentuje kto obok kogo może wystąpić. Dla Bentley'a lewe skrzydło było nowym doświadczeniem. W Blakburn najczęściej grywał w środku lub ewentualnie na prawej stronie. Tutaj dochodziło do zmian poziomych Lennona z Bentley'em. Tak czy inaczej wniosek jest jeden: Tottenham jest stworzony do gry dwójką napastników obok siebie.
West Bromwich Albion: Carson - Hoefkens, Barnett, Meite, Robinson - Morrison, Greening, Kim - Brunt (80. Beattie), Cech (68. MacDonald) - Miller (74. Bednar)
Zagęszczenie środka pola było nadrzędnym celem "The Baggies" w pojedynku z Arsenalem. By to osiągnąć Mowbray zdecydował się na trójkąt w środku pola Morrison - Greening - Kim. Brunt i Cech byli typowymi skrzydłowymi. Szkoleniowiec WBA postępował bardzo odważnie, gdy trzeba było gonić wynik. Wszyscy zawodnicy wchodzący z ławki byli napastnikami i w 80 minucie ustawienie WBA wyglądało na 4-3-3.
West Ham United: Green - Behrami, Davenport (żk), Upson, Neill -Faubert (86. Boa Morte), Parker (żk; 72. Mullins), Noble, Etherington - Ashton (73. Sears), Cole
Dawno nikt nie widział, żeby w jednej drużynie w jednym spotkaniu wystąpiło aż 10 Anglików! Arsenal dla przykładu w całym poprzednim sezonie skorzystał jedynie z trzech. Jednak nie na nich skupiała się uwaga taktyków. Duet Ashton-Cole w napadzie WHU jest trochę niedoceniany. W sezonie 2007-08 zdobyli 14 z 42 goli. Całkiem nieźle z nowymi kolegami rozumiał się Valon Behrami. 4-4-2 bez wielkich specjalnych zadań czy przesunięć poziomych czy pionowych.
Wigan Athletic: Kirkland - Melchiot (83. De Ridder), Scharner (83. Koumas), Boyce, Figueroa - Valencia, Cattermole (85. Sibierski), Palacios (żk), Kapo - Heskey, Zaki
Kolejne z tych "4-4-2", które w podstawowej drużynie przemycają kolejnych napastników. W przypadku Latics był nim Olivier Kapo, który przecież w Juventusie i pół sezonu w Birmingham grywał jako napastnik. W 83 minucie podwójna zmiana wprowadza na boisko dwóch pomocników w miejsce obrońców. Steve Bruce nie miał już nic do stracenia, gdyż w tym momencie przgrywał 1-2. Bramka Zakiego padła po dokładnym zgraniu głową Heskey'a. Wariant wysoki-niski w napadzie Wigan sprawdził się przynajmniej po trochu. O grze w defensywie wiele ciepłych słów powiedzieć nie można. Chociaż aż 14 niecelnych strzałów nie wystawia najlepszej cenzurki skuteczności tych atakujących. Brak Erika Edmana na lewej stronie był bardzo wyraźny, a Honduranin Maynor Figueroa nie sprawił się dobrze.